Previous slide
Next slide
Previous slide
Next slide
Previous slide
Next slide
Previous slide
Next slide

Interwencja w Cielętniku – przeczytaj relacje!

Stefan D.  obywatel Niemiec, w Cielętniku, Gmina Braniewo, posiada gospodarstwo rolne. W 2007r. w jego gospodarstwie doszło do porzucenia zwierząt w zamkniętych pomieszczeniach, w wyniku czego, spora liczba tych zwierząt straciła życie. Zanim jednak zwierzęta te padły, cierpiały głód i ból.

Sprawa ta, zakończyła się naszym zdaniem wyjątkowo niskim wyrokiem sądu.  Właściciel uśmierconych w sposób wyjątkowo okrutny zwierząt, ukarany został karą grzywny w wysokości 2, 5 tysiąca złotych oraz nawiązką na rzecz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Oddział w Elblągu w wysokości 1000zł.

Od tego czasu w gospodarstwie w Cielętniku przeprowadzane były przezOTOZ Animalsliczne kontrole dobrostanu zwierząt.

Wydawało się, że idzie ku lepszemu.

Do czasu.

W czwartkowy wieczór, 19 kwietnia, anonimowy mężczyzna zaczepił naszych inspektorów na jednej z ulic Braniewa. W telefonie komórkowym pokazał zdjęcia martwych cieląt, jedno z nich leżało w korycie oraz zdjęcie poranionego, wychudzonego konia. Twierdził, że są to zwierzęta Stefana D. Prosił o jak najszybszą interwencję.

Następnego dnia rano, inspektorzy d.s. ochrony zwierzątOTOZ Animalswspólnie ze specjalistą chorób koni Panią Agatą Ławniczak, przedstawicielem Urzędu Gminy, przedstawicielem Powiatowego Lekarza Weterynarii oraz funkcjonariuszami braniewskiej policji udali się do gospodarstwa w Cielętniku.

Właściciel zwierząt był nieobecny. Na miejscu zastaliśmy pracowników i osobę pełniącą rolę opiekuna zwierząt podczas nieobecności właściciela.

W gospodarstwie trzymane są konie głownie szlachetne oraz bydło mleczne i mięsne.

Nie udało nam się stwierdzić, czy zdjęcia przedstawiające martwe cielaki, były zdjęciami faktycznie robionymi w gospodarstwie w Cielętniku. Pracownicy oraz opiekun zwierząt nie potrafili nam odpowiedzieć, co stało się z martwymi cielakami.

Kiedy zapytaliśmy o miejsce przebywania poranionej klaczy, wskazano nam teren przed jednym z budynków gospodarczych. W miejscu tym zastaliśmy klacz nakrytą derką. Klacz była bardzo wychudzona. Kiedy odkryliśmy derkę, naszym oczom ukazał się widok, jak z sennego koszmaru.

Potwornie wychudzone zwierzę. Na ciele klaczy liczne otarcia ponad wieloma guzami kostnymi, ubytki naskórka sięgające skóry właściwej ponad wyniosłościami kostnymi.  Nie była w stanie otworzyć prawego oka z powodu znacznego obrzęku powiek i ropy wydostającej się z kąta przyśrodkowego.  W tym momencie była już ślepa na to oko. Powieka górna jej oka lewego również była opuchnięta. W okolicach stawów nadgarstkowych do okolicy poniżej stawu pęcinowego, ciastowate obrzęki, świadczące o kłopotach z krążeniem.

Po zbadaniu temperatury wewnętrznej, gdzie normą jest 37, 5-38, 3 stopni, jej temperatura wynosiła 36, 1 mimo, że przykryta była derką, a temperatura na zewnątrz była dość wysoka, świeciło również słońce.

Dowiedzieliśmy się, że klacz trzy dni wcześniej poroniła. Opiekunowie zwierzęcia twierdzili, że dopiero wtedy zaczęła chudnąć.

Lekarz weterynarii stwierdziła jednak, że nie jest to możliwe, aby klacz w ciągu kilku dni straciła na wadze ok. 300-350 kg. Proces ten musiał trwać przynajmniej 3 miesiące.

Nikt nie pokazał nam jakichkolwiek dowodów na to, że klacz była leczona, pewne jest jedynie, że dopiero po poronieniu obejrzał ją lekarz weterynarii.

Dlaczego właściciel i jego pracownicy doprowadzili zwierzę do takiego stanu? Dlaczego dopuszczono, aby przez ten czas nikt nie udzielał jej pomocy? Dlaczego świadomie i z premedytacją dopuszczono do takiego potwornego cierpienia zwierzęcia?  Czy nikt nie widział jak klacz zgrzytała zębami z bólu? Jak bała się położyć, bo całe ciało miała w ranach i wszystko ją bolało, dlatego stała, mimo braku sił? Na to pytanie nie potrafiono nam odpowiedzieć. Tłumaczenie się niewiedzą nie zwalnia nikogo od odpowiedzialności.

Ta klacz podczas podawania zastrzyku przewróciła się na bok, gdy mężczyzna przeciętnego wzrostu- pracownik Stefana D. oparł się lekko o nią. Nie miała siły już wstać.  Podczas wieczornej wizyty kontrolnej klacz ponownie stała, jednak była podwieszona. Wiemy, że dzień wcześniej sytuacja była podobna.

Postanowiliśmy natychmiast zawiadomić o znęcaniu się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem Wójta Gminy Braniewo Pana Tomasza Sielickiego, który od razu podjął decyzję o odebraniu w trybie administracyjnym klaczy Stefanowi D.

Lekarz weterynarii podjął leczenie objawowe i wspomagające zwierzęcia.

Przeprowadzono również badania morfologiczne i biochemiczne krwi. Ich wyniki wskazały limfopenię, niewydolność wątroby i nerek oraz bardzo masywne uszkodzenie tkanki mięśniowej, praktycznie mięśni już nie było, pozostały jedynie na zadzie i szyi.

Badanie krwi przeprowadzono trzykrotnie tego dnia, za każdym razem wyniki były coraz gorsze. Stan klaczy nie pozwalał na jej transport do Olsztyna, gdzie próbowanoby ją uratować. Nie przeżyłaby po prostu transportu. Lekarz postanowił poczekać do niedzieli, aby po kolejnym badaniu krwi podjąć ostateczną decyzję o losach klaczy.

W niedzielę w asyście policji, przedstawiciela Urzędu Gminy, lekarza weterynarii oraz mediów, inspektorzy pojechali na kolejna kontrolę do Cielętnika.

Jak poprzednio, mimo że poinformowany o interwencji i procedurach, były właściciel klaczy nie pojawił się w swoim gospodarstwie. Zastaliśmy za to pijanych pracowników, którzy agresywnie zachowywali się w stosunku do nas.

Klacz stała w tym samym miejscu. Nie wprowadzono jej do budynku, bo nie miała siły iść. Po badaniach krwi lekarz weterynarii stwierdziła, że nie nastąpiła poprawa, stan klaczy jest beznadziejny.  Temperatura wewnętrzna była jeszcze niższa niż w piątek, wynosiła 35, 8 stopni. Klacz była coraz bardziej apatyczna, nie reagowała na to, co się robi, z bólu przeżuwała ziemię. Zgodnie z art. 33, ustęp 3 i 4 Ustawy o ochronie zwierząt z dnia 21 sierpnia 1997r. lekarz weterynarii podjęła decyzję o konieczności zakończenia cierpień zwierzęcia.

Przeciwko Stefanowi D. toczy się postępowanie z urzędu.  Grozi mu kara pozbawienia wolności do lat dwóch, jeśli udowodni mu się, że działał ze szczególnym okrucieństwem, grozi mu kara pozbawienia wolności do lat trzech. Sąd może również tytułem środka karnego orzec zakaz posiadania zwierząt od roku do lat 10. Sąd może także orzec wobec Stefana D. zakaz prowadzenia określonej działalności oraz nawiązkę w wysokości od 500 zł do 100 000 zł na cel związany z ochroną zwierząt, wskazany przez sąd.

W gospodarstwie Stefana D. pozostało jeszcze mnóstwo innych zwierząt, które czekają na pomoc. Konie na pastwisku, pijące wodę z kałuż, jedzące spleśniałe baloty siana.  Kilka cielaków z chorobami skóry, krowy i cielaki w pomieszczeniu gospodarczym przebywające we własnych odchodach.

W poniedziałek pracownicy Stefana D. byli znowu pijani. Właściciela zwierząt nie było.

Monika Hyńko

Inspektor ds. ochrony zwierząt

Inspektorat OTOZ Animals w Braniewie