Od wielu lat schronisko w Radysach jest swoistym symbolem niehumanitarnego traktowania zwierząt domowych w Polsce. Tony wywożonych zwłok rocznie, gigantyczne braki w ewidencji zwierząt, zagryzające się psy, wiele zakończonych niepowodzeniem prób kontroli organizacji pro-zwierzęcych. Czemu zatem dopiero teraz podjęto skoordynowaną na tak szeroką skalę interwencję? Problem jest niezwykle złożony i zapewne swą genezę mający w dalekich od ideału przepisach prawa i w charakterze pewnych złych osób umiejętnie wykorzystujących ten stan rzeczy.
Kwestie dobrostanu zwierząt bezdomnych regulują obecnie dwie ustawy, tj. Ustawa z dnia 21 sierpnia 1997r. o ochronie zwierząt oraz Ustawa z dnia 11 marca 2004r. o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych u zwierząt, plus podległe im rozporządzenia. Żaden z tych aktów prawnych nie porusza niestety aspektów, wydawałoby się nieodzownych, czyli zoopsychologicznych (zaledwie jedno lakoniczne odwołanie się do „potrzeb danego gatunku”) oraz minimalnych warunków powierzchniowych dla zwierząt. Samo Rozporządzenie MRiRW ws. wymogów weterynaryjnych przy prowadzeniu schronisk to zaledwie jedna zapisana strona A4. Istnieje co prawda dużo bardziej precyzyjna Instrukcja Głównego Lekarza Weterynarii dla Powiatowych Lekarzy Weterynarii, jak należy przeprowadzać kontrole w takich placówkach, lecz nie jest to akt prawa krajowego.
Skoro o inspekcji weterynaryjnej mowa, wypadałoby wrzucić kilka kamyków i do tego ogródka. Zróżnicowanie w sposobie kontrolowania schronisk przez inspekcje wet. jest niezrozumiała. Znam przypadki kontroli PLW nadgorliwych, potrafiących zwracać uwagę na każdy szczegół, bądź wręcz przekraczających swe uprawnienia w trakcie czynności kontrolnych, jak i skrajnie, kolokwialnie mówiąc – olewających swe obowiązki w tym względzie. Odwiedziłem ponad 50 schronisk dla zwierząt w kraju i przyznaję, iż niejednokrotnie doznałem szoku, że wciąż funkcjonują schroniska dla bezdomnych zwierząt niespełniające w znacznym stopniu, nawet tak podstawowych przepisów jak te ujawnione w w/w rozporządzeniu – tak jak w niesławnych Radysach. Na obronę inspekcji wet. zasługuje fakt, wieloletnich już, bardzo poważnych deficytów finansowych i co za tym idzie, kadrowych tegoż organu, a także priorytety narzucone przez ministerstwo rolnictwa, czyli nadzór nad produkcją żywności pochodzenia zwierzęcego. Instytucja sprawująca nadzór na przestrzeganiem przepisów ochrony zwierząt powinna mieć za główny cel statutowy – ochronę zwierząt właśnie i podlegać pod inne ministerstwo, tj., takie, które nie czerpie profitów z handlu zwierzętami, produkcji mięsnej, uboju rytualnego, czy choćby przemysłu futrzarskiego.
Najczęstsze przypadki patologii wśród schronisk dla zwierząt mają swą genezę również w przepisach gospodarczych, a konkretnie w przetargach regulowanych przez prawo zamówień publicznych. Samorządy terytorialne zobligowane są ustawowo do zapewnienia opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Ogłaszają zatem przetargi dla podmiotów zainteresowanych prowadzeniem schroniska i wyłapywaniem zwierząt, a oceną bazową jest najniższa finansowo oferta, bądź jedyny oferent dyktujący wówczas warunki finansowe. Doskonałym przykładem, by wyjaśnić sedno związanych z tym zagrożeń jest schronisko w Radysach. Weźmy pod uwagę dane prezentowane przez Najwyższą Izbę Kontroli za lata 2014r. – 2016r. Na podstawie 168 umów zawartych ze 101 gminami, firma Zygmunta Dworakowskiego uzyskała dochód w wysokości 3 171 536,23 zł, utrzymując ok. 1700 zwierząt na rok, natomiast wydatki na utrzymanie zwierząt i wynagrodzenia pracowników sięgały zaledwie 400 tys. zł. rocznie. Z tego łatwo wyliczyć, iż właściciel mógł mieć nawet czysty zysk w okolicach 50 tysięcy miesięcznie. Przy czym dzienny koszt utrzymania zwierząt nie przekraczał złotówki. W placówkach OTOZ Animals utrzymujących zwierzęta, kwota ta przekracza 12 zł. Raport NIK-u określa również, iż znaczna część umów dotyczyła miesięcznych bądź dziennych opłat ryczałtowych, także nie dziwi drastycznie mały procent adopcji psów w stosunku do przybyłych, oscylujący w granicach 30%. Dla porównania, w schroniskach prowadzonych przez OTOZ Animals jest to ok. 90%.
Wnioski wydają się być nadto oczywiste. Im więcej przetargów faworyzujących podmioty utrzymujące zwierzęta najtańszym sumptem, tym większy biznes i dramat dla zwierząt. Jak temu zaradzić? Nowelizacyjnymi zmianami na poziomie ustawowym, uniemożliwiającymi komercyjnym przedsiębiorstwom, nastawionym przecież na zysk, powierzenie opieki nad zwierzętami bezdomnymi.
Tego typu działalność powinna być prowadzona wyłącznie przez jednostki samorządu terytorialnego bądź ich jednostki organizacyjne lub organizacje społeczne, których statutowym celem działania jest ochrona zwierząt oraz dla pewności, posiadające status organizacji pożytku publicznego. Kolejną alternatywą jest zobligowanie samorządów do organizowania konkursów zamiast przetargów, gdyż wówczas podstawowym czynnikiem wyboru jest doświadczenie, rekomendacje i własny wkład finansowy.
Wróćmy jednakże do pytania, dlaczego dopiero teraz doszło do tak potrzebnej interwencji w Radysach. Przez lata prób, przez pewnego rodzaju oportunizmu regionalnych służb weterynaryjnych oraz samorządowych, utrudniających organizacjom podjęcie kontroli w przytulisku, długie i żmudne próby kilku towarzystw oraz osób prywatnych, w końcu trafiły na odpowiedniego człowieka, na odpowiednim stanowisku. Prokuratora Michała Chorobińskiego z Prokuratury Rejonowej w Olsztynie. Przy współpracy kilku organizacji – Pogotowia dla Zwierząt, OTOZ Animals, Mondo Cane, Augustowskiego Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami „Kudłacz”, Warmińsko-Mazurskiego Stowarzyszenia Obrońców Praw Zwierząt, Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce, przygotował na szeroką skalę czynności interwencyjne na terenie schroniska. Akcję przygotowano bardzo precyzyjnie, z podziałem na oznakowane grupy robocze oraz interwencyjne, które łącznie liczyły około 100 osób. W składzie każdej z 7 grup roboczych znajdowało się trzech funkcjonariuszy policji (w tym technik), zoopsycholog, lekarz weterynarii, technik weterynarii oraz opiekunowie do zwierząt. Grupy interwencyjne były dwie, z których jedna miała za zadanie przejmować zwierzęta w najgorszym stanie i przewozić następnie w bezpieczne miejsce, oraz grupa złożona z przedstawicieli prokuratury, policjantów oraz biegłej sądowej z zakresu weterynarii, której celem było zatwierdzanie odbiorów zwierząt. Zanim powyższe grupy zostały wpuszczone na teren, policja z prokuraturą prowadziła czynności zabezpieczające schronisko. Właściciel wraz z synem (w pewnym odstępie czasowym), zostali ostatecznie zatrzymani i przetransportowani do aresztu śledczego na okres trzech miesięcy.
Niestety, od funkcjonariuszy otrzymaliśmy informacje, iż w późnych godzinach nocnych pracownicy schroniska czyścili boksy i karmili psy, co wskazuje jednoznacznie, iż interwencja była spodziewana. Pomimo, znacznych starań by utrzymać całą akcję w tajemnicy. Jeszcze w przeddzień interwencji, do późnych godzin wieczornych, niemalże wszyscy uczestnicy interwencji nie znali miejsca przeznaczenia, ani powodu wyjazdu. Nastał zatem dzień 17 czerwca 2020r. Dzień, w którym wydarzyła się prawdopodobnie największa i precedensowa interwencja w dziejach ochrony zwierząt w Polsce.
Mozolnie, przez kilkanaście ciężkich godzin, w słonecznym ukropie, boks, po boksie, zwierzę po zwierzęciu, badaliśmy, identyfikowaliśmy oraz udzielaliśmy pomocy potrzebującym psom. Stan liczbowy psów na dzień interwencji wyniósł 1060. Całe to wyczerpujące przedsięwzięcie, trwało od godziny 6 rano do 23. Pierwszego dnia, wspólnymi siłami uratowaliśmy 70 psów i kota. Podczas interwencji, pracownicy schroniska odmówili karmienia i pojenia zwierząt, co postawiło nagle interweniujących w dramatycznej sytuacji, lecz to co się wydarzyło się w następstwie, przeszło ludzkie wyobrażenie. Stowarzyszenie Pogotowie dla Zwierząt koordynujące działania w radyskim schronisku, zwróciło się, poprzez media z apelem o pomoc w opiece nad zwierzętami, co poskutkowało niebywałym pospolitym ruszeniem wśród ludzi, którzy odpowiedzieli wręcz zjawiskowo, tłumnie zjeżdżając się z całego kraju do Radys. Bądź wspomogli radyskie zwierzaki na wiele innych sposobów, jak choćby zakupując karmę i leki. Na terenie placówki powstało swoiste miasteczko wolontariuszy, którzy codziennie zajmowali się opieką nad zwierzętami oraz wydawali je do adopcji.
Przez kolejne tygodnie prowadzono wielką akcję czipowania wszystkich psów oraz wywożenia ich do najlepszych schronisk w kraju oraz domów tymczasowych. Jest to największy tego typu zabieg logistyczny w historii, w trakcie którego rozwieziono w cztery tygodnie 980 psów oraz 26 królików. Rękami tylko i wyłącznie społeczników. W tym, aż 102 psy uratowane rękami wolontariuszy OTOZ Animals. Przez miesiąc wykonywanych czynności na terenie Radys, ze strony społecznej udział wzięło około 600 wspaniałych osób. A akcja wciąż trwa. Dopóki, dopóty choć jedno zwierzę znajduje się w tym zapomnianym przez bogów miejscu.
Paweł Gebert
OTOZ Animals