Jak lato, to Tatry – taki mały imperatyw rodzinny…Maszerujemy z Mariolą i jej psiakami przez las w Chochołowie, a może już w Witowie, kiedy jej Głupson z jazgotem godnym lepszej sprawy podbiegł pod imponujący świerk i stanął jak wryty… I całe szczęście! Otóż miał przed sobą całkowicie bezbronnego pisklaka drepczącego wokół pnia iglastego olbrzyma! Tak… jak tu pomóc dzieciakowi? Gniazda nie widać, chętnych na świerkową wspinaczkę też nie, co robić? Psy mocno zaintrygowane bezradnie trzepoczącym skrzydełkami ptaszkiem tylko czekają na chwilę nieuwagi z naszej strony, zaś Mariola, pomna swych doświadczeń radzi: zostawcie, zostawcie go tutaj, miałam takich z pięć w domu i żaden nie przeżył, przyroda sama się reguluje, zdarza się, że matka karmi takiego nieboraka na ziemi, może się uda… Może…choć wizja kuny czy wiewiórki „opiekujących się” maluszkiem wzdrygnęła nami i przekonała nas do czynu, a raczej rękoczynu – wzięliśmy bowiem dziamdziaka na ręce i tak zakończyliśmy pięknie zapowiadający się spacer…
W samochodzie od razu ‘telefon do przyjaciela” – „eee…jak go wzięliście na ręce, to już nie ma odwrotu, matka wyczuje i go odrzuci” , przecież ptaki nie mają węchu – szepnąłem nieśmiało (nieśmiało, ponieważ wiedza ornitologiczna nie jest mą dominującą). Znajoma podyktowała przepis na jedzonko dla szkraba i podała telefon do fundacji Ratujmy Ptaki ze Szczecina…i to był strzał w dziesiątkę! Ale wcześniej, aby nie wyjść na zupełnych ignorantów, trzeba było młodzianka zidentyfikować. Wysłaliśmy tedy komórką zdjęcie tego pierzastego nielota do zaprzyjaźnionego zoologa paleontologa, co prawda specjalizującego się w prehistorycznych ptakach z zapytaniem o przodków malucha. Tych bliższych przodków, nie prehistorycznych… Pan profesor szybko i bezbłędnie rozszyfrował tajemnicę rodową naszego nieznajomka krótkim SMS –em „KOS”. Kos! Czyli śpiewak, no i Janek Kos…Kolejny telefon do Szczecina – pani nie zachwycona faktem wzięcia z lasu pisklaka, ale widać, czy raczej słychać, że pasjonatka tematu – udzieliła mi wyczerpujących porad jak opiekować się naszą nową podopieczną (okazała się samiczką i automatycznie utraciła prawo do imienia Janek).
Podała nam znany już przepis na kuleczki twarogowe, zaleciła pojenie wodą po kropelce (najlepiej pipetką lub małą strzykawką) podawaną na dolną część otwartego dzióbka, uwaga trzeba uważać, żeby nie przepoić, nie zalać małego grzdyla. Karmienie co godzinę, potem można trochę rzadziej, a zaczynamy około szóstej (rano !!!), zresztą Ćwirek daje czadu z rana, koncerty aż miło, tylko dlaczego o szóstej rano!!! Całe szczęście Elemelka (kosy należą do wróblowatych) znaleźliśmy dwa dni przed wyjazdem z gór, więc straciliśmy tylko trochę z zaplanowanych wypraw, a zarazem zyskaliśmy wiele wzruszających chwil muzycznego uniesienia, codziennie o 6 rano! Na Klinie w Bukowinie wreszcie dostaliśmy obszerny karton (w Zakopanem deficyt większych kartonów ) i mogliśmy szykować się do drogi przez całą Polskę z małą Kosówką na tylnym siedzeniu. Podróż trwała, oj trwała implikowana częstymi postojami, (przypominam –karmienie co godzinę). Przygotowane kulki twarogowe należy trzymać w zamrażalniku, a tu za oknem auta 25 stopni Celsjusza, ale od czego taternicy wloką ze sobą przez cały kraj termos!, przy karmieniu obowiązują czyste ręce, no i pojenie. Dotarliśmy szczęśliwie w środku nocy…
Młoda Kosianka przebywa z nami już 16 dni, trochę obsrywa nam założoną gazetami sypialnię, ale już wzbija się w górę, lata od ściany do ściany, mówi pełnymi zdaniami, a jaki piękny ogon jej urósł – oj , zbliża się czas pożegnań…i naszych „rodzicielskich” niepokojów, jak sobie poradzi ze zdobywaniem jedzenia (robaka nie widziała na oczy co najmniej od 16 dni), a co z reakcjami na drapieżne ptaki, że o futrzanych drapieżnikach nie wspomnę…Ale trzeba ją zwrócić naturze, tej cholernej drapieżnej przyrodzie, wszystkiemu nie jesteśmy w stanie przeciwdziałać, ale niech mi nikt nie mówi, że przyroda jest piękna, wspaniała – NIE ! Żyjemy w okrutnie skonstruowanym świecie, opartym na przemocy, strachu, stresie i cierpieniu, że nie rozwinę wątku homo sapiens… Ja w każdym bądź razie, z całą pewnością nie zrobiłbym kariery operatora filmu przyrodniczego, po prostu rzuciłbym kamerę, aby ratować biedną antylopę z „objęć” lwa. Nie zgadzam się z takimi rozwiązaniami natury i choć niewiele mogę, to skoncentruję się na takich małych kroczkach, takich małych zwycięstwach jak to na przykład z naszym Ćwirkiem…o właśnie, ja tu patos, a tu pora karmienia…
p.s. I. telefon do fundacji Ratujmy Ptaki – 91 439 39 59
p.s. II. Przepis na kulki twarogowe: 2 łyżki glukozy, 1 łyżka mąki kukurydzianej, 1 łyżka mąki ryżowej, 1 tabletka Vitaralu (rozpuszczona wierzchnia czerwona warstwa, aż tabletka będzie biała) rozgniecionego na miał – to wszystko wymieszać i rozgnieść z 250 gramami białego, tłustego, hermetycznie pakowanego twarogu – smacznego! Formujemy kuleczki wielkości ziarnka grochu i podajemy najlepiej na wykałaczce prosto do rozdziawionego dzióbka, żarłoczek pochłania około 10 takich kulek, pamiętać o pojeniu! No i czyste łapki ,bardzo proszę!
Wojtek Gebert