Na początku, kiedy go zobaczyliśmy, każdemu z nas złamało się serce – był wycieńczony, nie potrafił wstać, z jego oczu sączyła się ropa i nie było w nim walki do życia. Wszystko było mu obojętne…
Pod okiem weterynarza nabierał sił, wszyscy pracownicy spędzali z nim dużo czasu i dodawaliśmy mu otuchy. Najpiękniejszy był moment, kiedy Amado wstał
!
Teraz jest on naszym oczkiem w głowie – zawsze rano wita nas radośnie donośnym szczeknięciem i trąca wszystkich swoją głową, aby porządnie go wygłaskać. Śpi w ogrzewanym pomieszczeniu, niestety nadal delikatnie ropieją mu oczy, jego organizm dochodzi do siebie. Lubi spacerki, ale muszą być to krótkie wędrówki. Jego obecność daje wszystkim wiele radości.